sobota, 2 czerwca 2012

Wróciłam.

     Wczoraj wieczorem wróciłam do domu. Wcale się nie cieszę. ;( Zostawiłam w Poznaniu samotną, załamana mamę Kamila. Przyjechałam bo muszę skończyć szkołę, muszę zdać. Dotrwam tydzień i pojadę na weekend do Poznania i potem znowu wrócę na czas szkoły. Po wystawieniu ocen znowu pojadę i wrócę dopiero na zakończenie roku szkolnego.

     Poznań: Wstaje rano, ogarniam wygląd. Idę na cmentarz: tylko płacz i głucha cisza. Słone krople łez spadające na wieńce wokół grobu Kamila. Słychać wiatr, który lekko kołysze drzewa i szumi za uchem. Nie ma nic. Pustka. Puste groby, puste uliczki, puste dusze... Lecę na 'obiad' - kanapki. Kilka godzin w pokoju zmarłego ziomka. Smutek, płacz, przygnębienie. Czytanie i przeglądanie jego prywatnych rzeczy. Nie powinnam, ale jednak to robię. Tak jak nie powinnam płakać, a płaczę. Nie rozmawiam z nikim oprócz mamy Kamila. Nie dzwonię, nie odbieram, nie pisze, nie odpisuję. Tylko krótka rozmowa z nieznajomą Oktawią z Ostrowca. Później znów cmentarz. Siedzenie przy jego grobie z zapłakanymi oczami. Nasuwa się pytanie: dlaczego? Bóg tak chciał? Nie to Kamil tego chciał, Kamil to wybrał.

Brak komentarzy: